fbpx

RE:
VIEW

Zurich: zawsze w awangardzie

Czołowe miejsce w rankingach najbardziej inteligentnych miast świata. 8 ha powierzchni samowystarczalnej zielonej dzielnicy. 90 zgłoszeń patentowych z lokalnej politechniki rocznie. 127 narodowości w społecznym pejzażu miasta. 2000 kW/h rocznego limitu energii na mieszkańca do 2050 roku. 40 rodzajów odpadów, nawet tak małych jak guma do żucia, możliwych do identyfikacji przez inteligentny system oczyszczania ulic. 4 dni na eksplorację i 1 obiektyw na rejestrację. Oto Zurich.

Autor:KINGA OSTAPIŃSKA
Opublikowano:24 MAR, Piątek

„Po prostu Zurych”. Taki tytuł nosi główna wystawa stała w muzeum narodowym Landesmuseum. To zaskakująco bezpretensjonalne określenie miasta, które w nagłówkach portali analitycznych pojawia się raczej jako „pionier technologii jutra”, „Dolina Krzemowa Europy” czy „inkubator start- upów”, a w prasie turystycznej – jako „jedna z najbardziej malowniczo położonych stolic świata”. My jednak nie poprzestajemy na sloganach i zagłębiamy się w tkankę miejską, starając się zajrzeć – czasem dosłownie – pod powierzchnię budynków i zjawisk.

Zurych ma długą tradycję pionierskiej myśli, kwestionowania statusu quo i redefiniowania kanonów. W pierwszej połowie XX wieku to właśnie tutaj bezpieczny azyl i podatny na nowe idee grunt znaleźli artyści i intelektualiści z objętej wojnami Europy. Część z dzisiejszych smart rozwiązań w mieście jest zakorzeniona właśnie w awangardowych praktykach tamtego czasu.

Szwajcarskie -izmy

Zacznijmy od niepozornie wyglądającego klubu w jednej z bocznych uliczek starego miasta. Cabaret Voltaire. To właśnie tu, ponad 100 lat temu, ubrany w kartonowy kostium Hugo Ball wygłosił manifest dadaizmu. Tak narodził się ruch na granicy rewolty, który bezpardonowo bawił się artystycznymi i intelektualnymi konwencjami, celebrował dystans i ironię, sięgał po prowokację, a nawet flirtował z anarchią.

Parę ulic dalej i parę dekad później wydarzyła się inna rewolucja – Le Corbusier, określany papieżem modernizmu, ukończył tu swój ostatni projekt, będący syntezą całej jego myśli architektonicznej i pełną realizacją Modulora; autorskiego systemu proporcji łączącego złoty podział ze skalą ludzkiego ciała.

Mechaniczny balet

W Zurychu XXI wieku nadal pobrzmiewają echa awangardowego podejścia do przedmiotów i przestrzeni. Wystarczy zawędrować w głąb uliczek okalających nabrzeże Jeziora Zuryskiego, by trafić na niekonwencjonalny budynek o... ruchomej fasadzie. To „Ballet Mécanique” – kameralny apartamentowiec spod znaku architektury kinetycznej, którego elewacja wyłożona jest mobilnymi panelami o nieregularnych kształtach. Można je dowolnie otwierać i zamykać, przekształcając je w balkony, daszki i ścianki.

Nazwa projektu Manuela Herza nawiązuje do eksperymentalnego filmu Fernanda Légera z lat 20., w którym przedmioty wyzwalają się spod ludzkiego panowania. Tutaj nad choreografią paneli czuwa człowiek (i specjalnie skonstruowane systemy hydrauliczne), ale taniec kolorowych (pomalowanych od wewnątrz na 20 różnych odcieni czerwieni i granatu!) elementów nadaje budynkowi swoisty żywy rytm.

W całym mieście można też natknąć się na rzeźby i instalacje, które wyglądają jak dadaistyczne ready-mades osadzone w nowym, urbanistycznym kontekście. Pod mostem samochodowym w dystrykcie SihlCity wisi na przykład naturalnych rozmiarów czarna walizka. Można by pomyśleć, że to zagubiony bagaż jakiegoś pasażera biznes klasy, gdyby nie to, że znajduje się poza zasięgiem ludzkich rąk i porusza się ciągłym, powolnym ruchem wzdłuż stalowych szyn. Jej twórcą i operatorem jest lokalny artysta Roman Signer.

Z kolei nad Jeziorem Zuryskim (pytające) spojrzenia przyciąga pewna skomplikowana konstrukcja żelaznych prętów, metalowych rur i elementów silników, które bezustannie kręcą się na wietrze. To jakiś relikt epoki przemysłowej? Nie, dzieło szwajcarskiego rzeźbiarza Jeana Tinguely’ego, zatytułowane ironicznie „Heureka! Useless Machine”.

Te nieoczywiste i z pewnością nieużytkowe akcenty mają w Zurychu niebagatelne znaczenie – ożywiają tkankę miejską i wnoszą w nią element zaskoczenia, przypominając, że dobre miasto powinno być nie tylko funkcjonalne, ale także stymulujące dla zmysłów i kreatywności.

Biofilia kontra beton

Na pierwszy rzut oka Zurych może wydawać się betonową oazą. Nic dziwnego – to właśnie beton upodobali sobie moderniści (z Corbusierem na czele), którzy w tej mieszaninie cementu, kruszywa i wody dostrzegli nowy środek architektonicznego wyrazu. Zakochali się w jego surowości, czystości i zaskakującej różnorodności faktur i odcieni, wydobywanych z fasad budynków przez zmienne światło dnia.

Betonowe bryły miały być symbolem odcięcia się od przeszłości i fundamentem nowej miejskiej estetyki, w równym stopniu odzwierciedlającej, co kształtującej ducha nowoczesności. Ta urbanistyczna rewolucja miała jednak swoją cenę – ogromne obciążenie środowiska. Produkcja betonu, m. in. ze względu na ilość energii potrzebną do wytworzenia cementu poprzez wypalanie kalcynowanego wapienia w temperaturze niemal 1,500 stopni Celsjusza, generuje wysoki ślad węglowy. Komisja Europejska szacuje, że proces ten odpowiada za 5,5-8% emisji CO2 na świecie. Szwajcarzy postanowili działać.

Paradoksalnie to jednak właśnie beton staje się w Zurychu wizytówką zielonej transformacji. Transformacji, która nie jest dostrzegalna na poziomie wizualnym, bo rozgrywa się... wewnątrz betonowych bloków. Już w 2005 roku władze miasta wydały dyrektywę, by do nowego budownictwa wykorzystywać beton z recyklingu, a niespełna dekadę później – nakaz stosowania cementu o ograniczonej zawartości dwutlenku węgla.

Efekt? Dziś w Zurychu funkcjonuje już kilka osiedli mieszkaniowych, w których udział „odzyskanego” betonu wynosi aż 95%.

Wysoka sztuka i niska emisja

Emblematycznym przykładem ekologicznej reinterpretacji betonowego dziedzictwa miasta jest nowy budynek Kunsthaus Zurich, największego szwajcarskiego muzeum sztuki współczesnej. Jego monolityczna bryła wykonana jest z prefabrykatu betonowego, do produkcji którego wykorzystano 5000 ton cementu.

Gdzie tu zrównoważone rozwiązania? Otóż 90% użytego betonu pochodzi z recyklingu, a jego główny składnik to zdekarbonizowany cement ECOPlanet. Materiał jest nie tylko bardziej przyjazny środowisku, ale ma też unikalną wartość estetyczną – jest jasny, a jego powierzchnia przypomina naturalny kamień.

Autorem koncepcji jest wyróżniony nagrodą Priztkera (czyli architektonicznym Oscarem) David Chipperfield, a ciekawym kontekstem – fakt, że to właśnie w tym budynku znajduje się muzealna kolekcja sztuki modernizmu.

To jednak nie koniec innowacji. Naukowcy z Katedry Cyfrowych Technologii Budowlanych na ETH Zurich niedawno przedstawili przełomowy „materiał betonopodobny” – płytę Foamwork, która ma wszystkie właściwości techniczne i wizualne betonu, ale jej produkcja zużywa aż o 70% mniej materiału.

Koncepcja wykorzystuje najnowsze technologie (druk 3D), recykling (pianka mineralna odzyskana z odpadów przemysłowych) i biomimikrę (inspiracje strukturą plastra miodu), a łączy je... powietrzem. To właśnie ażurowa konstrukcja płyty sprawia, że materiał jest wielokrotnie lżejszy od swojego poprzednika, ale dzięki zoptymalizowanej geometrii wewnętrznej – tak samo wytrzymały.

Ekologiczny beton? Zurych udowadnia, że to już nie oksymoron.

Wiecznie zielone lasy industrialne

Ciekawym doświadczeniem jest eksplorowanie miejskiej zieleni. Roślinne oazy wyrastają tu nawet z przemysłowych korzeni... Takim miejscem jest park MFO, zwany największą pergolą świata. Zlokalizowany na terenie dawnej fabryki Maschinenfabrik Oerlikon w północnej dzielnicy Zurychu, jest imponującą swoim rozmiarem kilkupiętrową konstrukcją przypominającą szkielet industrialnej hali.

Po stalowych rurach wspinają się ku górze rośliny pnące. Część z nich zasadzona jest bezpośrednio w ziemi, a część w – jakże by inaczej – betonowych skrzyniach na wyższych kondygnacjach. Gatunki (których jest ponad 100!) dobrane są tak, by przez cały rok jakaś część parku była pokryta zielenią. Odwiedzający mogą zanurzyć się w labiryncie pnączy lub wspiąć na ażurowy „dach” i podziwiać z niego panoramę miasta. Nic dziwnego, że projekt otrzymał unijną nagrodę w kategorii „Most Innovative Contemporary Park or Garden”.

Dystrykt zrównoważony

Zielony mikroklimat jest jednak najbardziej odczuwalny na południu miasta. To właśnie tam, między linią brzegową rzeki Sihl a linią asfaltową autostrady Zürich Süd, usytuowana jest unikalna w skali świata dzielnica GreenCity. To niskoemisyjne i niemal samowystarczalne osiedle, które przekształciło pofabryczny teren o powierzchni 8 ha w ekologiczne miasto w mieście.

Jego minimalistyczna architektura kryje innowacyjne rozwiązania – mini elektrownie wodne, sieć paneli fotowoltaicznych, systemy grzewcze i chłodzące na bazie wód geotermalnych i gruntowych, a nawet własną oczyszczalnię ścieków. Celem GreenCity jest korzystanie wyłącznie z energii odnawialnych i jak najszybsza realizacja założeń „2000-watowego społeczeństwa”, czyli szwajcarskiej strategii energetycznej, którą kraj ma osiągnąć do 2050 roku.

Dystrykt już teraz korzysta w 70% z OZE, a pozostałe 30% czerpie z zielonych podmiejskich elektrowni. Mieszkańcy mogą spacerować wzdłuż alei drzew, wypoczywać w parkach kieszonkowych lub piknikować na nadrzecznych łąkach. A jeśli potrzebują dotrzeć do centrum, mogą zrobić to pociągiem w 8 minut. Kolej zamiast samochodu? (eko)Logiczne!

W koronach... budynków

W poszukiwaniu ekologicznych alternatyw dla konwencjonalnego budulca, Szwajcarzy zaczynają także zwracać się ku czystemu, naturalnemu i lokalnemu drewnu. 13 km na północ od Zurychu budują właśnie, według projektu Bjarke Ingels Group, pierwszy na świecie w pełni drewniany terminal lotniczy – organicznego materiału mają dostarczać okoliczne, zarządzane w zrównoważony sposób lasy. Działania te wpisują się w coraz silniejszy trend architektury zrównoważonej – Tall Timber.

Na razie jednak kilkupiętrowe drewniane konstrukcje można w Zurychu podziwiać we wnętrzach. A konkretniej – w Bibilotece Wydziału Prawa Uniwersytetu Zuryskiego. Jej projekt jest równie innowacyjny jak uczelnia, w której się mieści. UZH ma wśród swoich absolwentów i profesorów 12 noblistów, prowadzi badania na ponad 150 instytutach i rozwija własny Innovation Hub, ze specjalnymi programami dla start-upów i spin-offów.

Na potrzeby biblioteki architekt Santiago Calatrava zaprojektował owalne, wykończone ażurowo układanym drewnem galerie, wspinające się na wysokość 6 kondygnacji. Naturalne drzewo o delikatnym rysunku słojów nie tylko dodaje przestrzeni przytulności, ale także izoluje dźwięki, sprawiając, że nauka (nie) idzie w las.

Self-made city

Nowatorski potencjał Zurychu to jednak nie tylko technologie, materiały, budynki. To także, a raczej przede wszystkim, jego mieszkańcy, którzy redefiniują pojęcie miejskiej wspólnoty, budując oddolne społeczności, angażując się w ciągły proces współtworzenia miasta i wypracowując nowe modele funkcjonowania – razem, a nie obok siebie.

W Zurychu działa około 120 kooperatyw mieszkaniowych. Każda z nich to osobny organizm. Niektóre zajmują poprzemysłowe nieużytki czy nieczynne zajezdnie tramwajowe w sercu miasta, inne – niezagospodarowane działki na suburbiach. W części zawiązują się dodatkowo spółdzielnie rzemieślnicze czy grupy artystyczne, inne otwierają lokalne przedszkola, a jeszcze inne realizują model co-housingu.

Wszystkie łączy jedno – poczucie odpowiedzialności za przestrzeń, dbałość o więzi sąsiedzkie i troska o wspólny rozwój. Współpracując z miastem, kooperatywy przekształcają niewykorzystywane tereny w społeczne osiedla, w których czynsz jest średnio o 20-30% niższy niż rynkowy, a metraże i układy mieszań są spersonalizowane do potrzeb danej grupy. Mehr als Wohnen – „więcej niż mieszkanie”.

Ta nazwa jednej z zuryskich wspólnot mogłaby stanowić credo całego ruchu.

Ziemia w miniaturze

Jednym z najciekawszych przykładów kooperatyw jest Kraftwerk1. Jego historia rozpoczęła się w latach 80. od... klubu dyskusyjnego, w którym grupa intelektualistów, na fali społecznego niezadowolenia z polityki mieszkaniowej miasta, zaczęła rozpracowywać nowy model mieszkalnictwa w duchu samopomocy. Po trwających niemal dekadę perturbacjach, poszukiwaniach działki i negocjacjach, idea zmaterializowała się w postfabryczej dzielnicy Zurich West.

Dziś ten składający się z kilku budynków kwartał pozornie nie wyróżnia się niczym szczególnym – może poza nasyconym oranżem elewacji. Wystarczy jednak spojrzeć uważnym okiem na rozkład okien, balustrady na balkonach czy wewnętrzne uliczki, by dostrzec rewolucyjny wymiar tego osiedla.

Jego założeniem było bowiem odzwierciedlenie różnorodności kulturowej planety w skali mikro. Dlatego Kraftwerk1 oferuje mieszkania dla singli, par, rodzin wielodzietnych oraz większych, niespokrewnionych ze sobą, ale chcących dzielić wspólną przestrzeń grup, a także – kilka pokoi gościnnych, do których każdy może zapraszać bliskich spoza osiedla, pod warunkiem zaakceptowania grafiku z resztą wspólnoty.

Poziom parteru zarezerwowany jest dla punktów usługowych (prowadzonych przez mieszkańców baru, restauracji i sklepiku z lokalnie wytwarzanymi przysmakami czy rysunkami dzieci), które z jednej strony wspomagają integrację społeczności, a z drugiej – zabezpieczają jej finanse. Ten mikrokosmos ma także swój (mikro)transport – cztery wypożyczone od miasta samochody, użytkowane przez tych, którzy w danej chwili ich potrzebują.

Całość orbituje wokół tematu zrównoważonego rozwoju – dachy pokryte są zielenią, która zatrzymuje wody opadowe, budynki wyposażone są w systemy wentylacji z odzyskiem ciepła, a niektóre łazienki testują ekologiczne rozwiązania radykalnie oszczędzające wodę. I tak od prawie 30 lat. Jak pisze sama kooperatywa, Kraftwerk1 to „warsztat chaosu – z niezaprzeczalnym sukcesem”.

Przestrzeń z odzysku

Innym przejawem smart rozwiązań w Zurychu jest tzw. dogęszczanie tkanki miejskiej. Czyli rewitalizowanie, przekształcanie i zagospodarowywanie obszarów o niewykorzystanym potencjale. Zapobiega to niekontrolowanemu rozszerzaniu się granic miasta i pozwala zachować jego ludzką skalę.

Przykładem takiego urbanistycznego upcyklingu jest wspomniana już dzielnica zachodnia, w której drugie życie zyskał m. in. XIX-wieczny wiadukt kolejowy. Pod jego sklepieniem dziś tętni życie, bo w każdej z jego 36 arkad kryje się zachęcający do eksploracji koncept: kawiarnia speciality, showroom z designem, butik modowy, sklepik z lokalnymi delikatesami, czy... serwis rowerowy.

O tej okolicy mówi się, że to źródło najnowszych miejskich trendów. Jeśli tak, niewątpliwie jednym z wiodących jest moda cyrkularna.

Z wybiegów do kontenerów

W dzielnicy uwagę przykuwa ponad 20-metrowa, kojarząca się z Tetrisem wieża z kolorowych kontenerów. To nie składowisko czekających na transport towarów, a element stałej architektury, zaprojektowany przez zuryską pracownię spillmann echsle. Mieści się w niej 4-piętrowy sklep kultowej szwajcarskiej marki modowej Freitag, której znakiem rozpoznawczym są torby, ubrania i dodatki tworzone ze zużytych poduszek powietrznych, plandek samochodowych czy pasów bezpieczeństwa.

Dookoła nie brak innych przykładów zrównoważonej mody. W okolicznych butikach na wieszakach wiszą nie tylko ubrania, ale i kreatywne manifesty ich zaangażowanych ekologicznie twórców. Przykład? Na metkach jednej z marek, oprócz ikonek z instrukcją prania i prasowania znajduje się QR kod, który przenosi nas do strony wypełnionej informacjami o procesie produkcji, źródłach materiałów i sposobie wynagradzania pracowników szwalni. Pod nim, zamiast ikonicznego dla świata (zwłaszcza szybkiej) mody hasła „ready to wear”, znajduje się jego wymowna parafraza: „ready to think”.

Laboratorium zmian

Czy Zurych to miasto idealne? Prawdopodobnie nie, ale z całą pewnością dostarcza wielu inspiracji pod kątem innowacji społecznych, ekologicznych czy technologicznych. Oraz skróconej recepty, jak się takim miastem stać.

Cytując Le Corbusiera: dostarczać mieszkańcom „słońca, zieleni i przestrzeni”.

podziel się

  • facebook
  • linkedin
  • twitter
  • pinterest
  • email

tagi

re:
Zurich: zawsze w awangardzie
VIEW

następny artykuł
Re:view lubi ciastka. A ciastka to cookies. Re:view na Twoim mobajlu, kompie czy tabku to ciastka na talerzu. I to oznacza, że się na nie zgadzasz. Ok
Chcę dowiedzieć się więcej