fbpx

RE:
VIEW

Eco

Climate tech: trzyma słońce, rusza ziemię

Obecna na planecie od milionów lat. Kwitła w czasie, kiedy na Ziemi nie było jeszcze pszczół. Przetrwała zlodowacenia i dryf kontynentów, a jej oszałamiający zapach znały już prehistoryczne gady. Niełatwa w uprawie. Zachwycająca kształtami i kolorami płatków. Uznawana za symbol trwałości i odradzającego się piękna.

Autor:KINGA OSTAPIŃSKA
Opublikowano:11 KWI, Czwartek

Magnolia. Idealna analogia technologii.

Tak w każdym razie ujmuje to Dominika Bettman, polska przedsiębiorczyni, orędowniczka nowych technologii i zrównoważonego biznesu. Jej zdaniem technologia, podobnie jak ta jedna z najstarszych roślin kwiatowych, jest z człowiekiem „od zawsze”, ale wymaga długiego procesu wdrażania, adaptowania i akceptowania, zanim zacznie przynosić trwałe i wartościowe efekty.

Z pewnością jest tak w przypadku Climate Tech, czyli technologii, które mają przeciwdziałać skutkom zmian klimatu. Choć zdążyły już zasiać ziarno wielkich nadziei, to do odpowiedniego – czyli zrównoważonego – rozwoju potrzebują perspektywy szerszej niż technosolucjonizm.

Dlatego dziś przyglądamy się tematowi, badając oddziaływanie technologii klimatycznych na styku nauki, sztuki, społeczeństwa i biznesu.

Technoempatia

Jednym z kluczowych aspektów prośrodowiskowych technologii jest projektowanie ich jako medium empatii. Jak bowiem pisał Lawrence Buell, amerykański profesor literatury i pionier ekokrytyki, „kryzys ekologiczny to przede wszystkim kryzys wyobraźni”. Potrzebujemy nowego języka, nowych metafor i nowych opowieści, które pomogą nam uświadomić sobie kondycję planety i naszą w tym rolę. Ogromny potencjał w budowaniu angażujących, audiowizualnych narracji ma technologia – zwłaszcza ta oparta na immersji.

Już w 2011 roku naukowcy z Uniwersytetu Stanford przeprowadzili eksperyment, w ramach którego przebywający w wirtualnej rzeczywistości uczestnicy musieli ściąć piłą łańcuchową (nawigowaną za pomocą joysticka) wielowiekową sekwoję i patrzeć, jak jej pień upada na ziemię. Jak się okazało, bezpośrednio po tym doświadczeniu badani ograniczyli zużycie papieru o 20%. To dowód na to, że wirtualne przeżycia mogą kształtować realne postawy.

Przez zielone okulary

Przykładem tego typu działań jest projekt Rewild our Planet, stworzony przez australijskie studio technologii immersyjnych Phoria, we współpracy m.in. z WWF i Netflixem. Jest to swego rodzaju spin off netflixowego serialu „Nasza Planeta”, dokumentującego gasnące bogactwo ziemskiej przyrody w obliczu zmian klimatycznych, przeznaczony do przestrzeni muzealnych. Bazując na unikalnych ujęciach świata natury, studio opracowało interaktywną wystawę, pozwalającą odwiedzającym zanurzyć się w różnorodne ekosystemy. I wszystkimi zmysłami doświadczyć degradującego wpływu człowieka na planetę.

Stojąc na wybudowanym w duchu cyrkularnym kraterze w otoczeniu ekranów projekcyjnych, widzowie za pomocą smartfonów mogą przenieść się do jednego z czterech biomów: lodu, lasu, łąki lub oceanu. Dzięki rozszerzonej rzeczywistości wybrane środowisko wizualizuje się wokół nich i stopniowo niszczeje na ich oczach, ukazując skalę katastrofy klimatycznej. Następnie użytkownicy siłą swoich kroków i wzajemnych interakcji (technologia spatial voting), mogą decydować o „rewildingu”, czyli przywracaniu jak największych obszarów Ziemi do dzikiego stanu.

Wycofując się wspólnie z zagrożonych przestrzeni, obserwują, jak wyjałowione tereny przekształcają się w kwitnące ekosystemy – ogołocona ziemia pokrywa się bujną zielenią, a pod powierzchnią oceanu znów dryfuje życie. Na koniec uczestnicy doświadczenia mogą złożyć „obietnicę dla planety” i zobaczyć nad sobą jej cyfrową reprezentację – niebieską kulę światła, która dołącza do setek innych kul, symbolizujących zobowiązania pozostałych osób. Taki finał ma pozostawić graczy z poczuciem wspólnoty i gotowości do zbiorowego działania.

Dziś projekt nie jest już wystawiany w muzeach, ale niedawno został przekształcony w aplikację na smartfony. Dzięki niej, w przestrzeni własnego domu, możemy eksplorować ludzki wpływ na nasz wspólny, ziemski dom. Choć całość prezentuje skomplikowane procesy klimatyczne w sposób nieco uproszczony i skompresowany w czasie, to tak wykorzystana technologia z pewnością ma potencjał aktywizujący – burzy nasz percepcyjny dystans, znosi sztuczny podział na „ja” i „natura”, buduje empatię i wznieca poczucie sprawczości, które może przełożyć się na konkretne zmiany w naszym tu i teraz.

(Eko)logiczne sojusze

Nieoczywistym sprzymierzeńcem zielonych technologii mogą być rdzenne społeczności. Choć stanowią one zaledwie 5% ludności świata, zamieszkują obszary, które są domem dla 80% bioróżnorodności naszej planety. Ich członkowie są odwiecznymi opiekunami pierwotnych lasów i rzek, czujnymi obserwatorami cykli natury, międzypokoleniowymi pośrednikami ludowej mądrości. I pierwszymi świadkami spustoszenia, jakie niesie nadmierna ingerencja człowieka w środowisko. Zaproszenie ich – lub przynajmniej uwzględnienie ich perspektywy – do procesu projektowania i wdrażania ekologicznych innowacji może być szansą na wypracowanie lepszych i skuteczniejszych rozwiązań.

Dla wszystkich mieszkańców Ziemi.

R & D – roboty & dżungla

Inspirującą w tym aspekcie współpracę podjęły firma technologiczna ABB i środowiskowa organizacja non-profit Junglekeepers, która działa na rzecz ponownego zalesiania Amazonii w południowym Peru. Wspólnie zrealizowały pilotażowy projekt, w ramach którego do sadzenia drzew wykorzystano tzw. coboty, czyli zasilane energią słoneczną dwuramienne roboty współpracujące. Przetransportowano je łódką do laboratorium zlokalizowanego w sercu peruwiańskiej dżungli w Madre de Dios, a sterowane były zdalnie (z wykorzystaniem opatentowanego programu i chmury obliczeniowej) ze szwedzkiego Västerås, czyli z odległości… 12 000 km.

Efekt? Jeden robot tylko w ciągu poranka wysiewał około 600 nasion, co znacząco przyspiesza proces przywracania Ziemi jej zielonych płuc. Pozwala to także aktywistom i „strażnikom dżungli” z Junglekeepers – których większość pochodzi z lokalnych plemion, takich jak Asháninka, Shipibo-Conibo i Yine – skupić się na tych zadaniach w terenie, które nie mogą zostać zautomatyzowane, jak patrolowanie lasów czy edukowanie miejscowej społeczności. Taki mariaż technologii z tradycją umożliwia prowadzenie zrównoważonych działań, zachowujących podmiotowość mieszkańców najbardziej zagrożonych terenów.

N-AI-trafniejsze prognozy

Szczególne miejsce w technologicznym (i nie tylko) pejzażu świata zajmuje dziś sztuczna inteligencja. Jej zdolność do szybkiego analizowania gigantycznych zbiorów danych, modelowania i prognozowania (z)rewolucjonizuje większość obszarów działalności człowieka – w tym te związane z ochroną klimatu.

Już w 2022 roku powstała międzynarodowa koalicja liderów klimatycznych i organizacji pozarządowych AI for the Planet Alliance, a niespełna rok później – Organ Doradczy ONZ ds. Sztucznej Inteligencji, badający możliwości tej technologii m.in. w kontekście ochrony środowiska. Według ekspertów i innowatorów z tych organizacji, AI może pomóc przeprowadzić efektywną transformację energetyczną, neutralizować zanieczyszczenia w miastach, uodpornić rolnictwo na zmienne warunki, wprowadzić bardziej zrównoważone gospodarowanie zasobami.

A także – co jest ambicją Sekretarza Generalnego ONZ – opracować system wczesnego ostrzegania przed niebezpiecznymi zjawiskami pogodowymi, który swoim zasięgiem obejmie każdego mieszkańca naszej planety.

Dane z kosmosu

Z najnowszych technologii do „monitoringu klimatycznego” korzysta już m.in. NASA. Jak szacują zatrudnieni w niej naukowcy, w samym 2024 roku ich misje badawcze wygenerują około 250 tysięcy terabajtów danych. To ogromna pula, której objętość zaczyna przekraczać możliwości analityczne i interpretacyjnego ludzkiego umysłu. Dlatego NASA, razem z technologicznym gigantem IBM oraz rozwijającą otwarte systemy AI platformą Hugging Face, buduje podstawowy model geoprzestrzenny oparty na sztucznej inteligencji, który ma przyspieszyć – nawet czterokrotnie – analizę danych satelitarnych i pobudzić odkrycia w zakresie nauk o Ziemi i klimacie.

Jak? Poprzez udostępnienie modelu w formule open source, dzięki czemu z repozytoriów NASA będą mogli korzystać badacze, start-upy, firmy i organizacje z całego świata. Pozwoli to bardziej efektywnie badać klimat, analizować skutki powodzi i pożarów, prognozować poziom emisji gazów cieplarnianych czy monitorować skalę wylesiania planety. Model jest wciąż w fazie rozwoju. Ale pierwsze testy wskazują na to, że rzeczywiście pomoże nam lepiej zrozumieć skutki zmian klimatycznych. I – dzięki otwarciu na globalną współpracę i wymianę informacji – opracować skuteczniejsze metody ich łagodzenia.

Ciemna strona mocy

Technooptymizm związany z używaniem AI dla klimatu studzi jednak fakt, że jej rozwój pochłania mnóstwo energii i generuje… tysiące ton dwutlenku węgla. To paradoks – technologie, które mają być wykorzystywane do obniżenia poziomu emisji, przyczyniają się jednocześnie do ich podwyższania. Wszystko przez centra danych, czyli materialne zaplecze dla wirtualnych narzędzi.

„Przyznaje” to nawet ChatGPT – zapytany o to, ile energii zużywa, odpowiada, że „jako sztuczna inteligencja działająca w chmurze, nie zużywam energii w sposób fizyczny, ponieważ nie posiadam fizycznego obiektu czy struktury”, ale chwilę później dodaje, że „jednak zużycie energii związane jest z serwerami i infrastrukturą, na których jestem hostowany”. To właśnie one wymagają hektolitrów wody do chłodzenia i dziesiątek megawatów energii do zapewnienia odpowiedniej mocy obliczeniowej.

Na szczęście coraz więcej firm – zarówno Big Techów, jak i mniejszych graczy – angażuje się w zazielenianie swoich centrów danych. Chodzi przede wszystkim o zrównoważone zarządzanie energią i umożliwienie cyrkulowania jej nadmiaru poza chroniącymi serwery murami. Prym wiodą tutaj Skandynawowie.

W Szwecji – kraju, który dał światu lagom, czyli filozofię umiaru i równowagi – działa m.in. Stockholm Data Park. Przekazuje on ciepło odpadowe z serwerowni do sieci miejskiej, ogrzewającej okoliczne budynki. Docelowo ma pokrywać 10% zapotrzebowania energetycznego Sztokholmu, pomagając miastu osiągnąć cel neutralności klimatycznej do 2040 roku.

Z kolei w Norwegii funkcjonuje sieć zrównoważonych centrów danych Green Mountain, która potrzebne do działania zasoby pozyskuje ze źródeł odnawialnych, wykorzystując unikalne bogactwo natury Północy. Jeden z jej obiektów jest położony w dawnym składzie NATO, wykutym głęboko w masywie górskim, gdzie do chłodzenia sprzętów wystarczy… woda z pobliskich fiordów.

Jeśli tego typu praktyki staną się standardem, jest szansa, że te betonowe symbole cyfrowej transformacji zmienią się w symbole transformacji cyrkularnej. Minimalizując swój wpływ na lokalne ekosystemy.

Zieloni w temacie

Climate Tech pada na podatny grunt także w środowisku biznesowym. Choć nie brakuje wyzwań – takich jak konieczność dużych inwestycji na początkowym etapie, niedobór sprawdzonych modeli biznesowych, dłuższa droga do komercjalizacji i osiągnięcia progu rentowności – to szanse i dla środowiska, i dla gospodarki, są ogromne.

Według raportu McKinsey Sustainability Insights, istniejące już dziś technologie klimatyczne mogą zmniejszyć emisje dwutlenku węgla aż o 90% do 2050 roku. A Future Market Insights szacuje, że rynek ten w ciągu dekady osiągnie wartość ponad 180 miliardów dolarów, przy CAGR na poziomie 24,5%.

Na razie naturalnym habitatem Climate Tech są start-upy. Szczególnie intensywnie rozwijają się one w Ameryce Łacińskiej. Nic dziwnego – kraje tego regionu są jednymi z najbardziej narażonych na skutki katastrofy klimatycznej na świecie. Dlatego lokalni innowatorzy i przedsiębiorcy łączą siły, aby nowatorską technologią zasilić zieloną rewolucję. Dokonują tego na różnych płaszczyznach.

Chilijski start-up Lemu, którego nazwa w języku Indian Mapuche oznacza „las”, wykorzystuje AI i uczenie maszynowe, aby łączyć potencjalnych inwestorów z prowadzonymi w regionie projektami na rzecz klimatu, bioróżnorodności i rozwoju społeczności. Podobny cel przyświeca twórcom argentyńskiego Nativas, który pozyskuje wsparcie finansowe dla programów regeneracyjnych. Start-up zachęca rolników, aby sadzili na swoich plantacjach rodzime gatunki drzew, tworzące „korytarze życia” dla dzikiej natury. Następnie wyszukuje firmy gotowe do zielonych inwestycji, które przewidywaną skuteczność regeneracyjnych nasadzeń mogą sprawdzić za pośrednictwem technologii blockchain.

Z kolei w Brazylii rozwija się Krilltech, który opracował nietoksyczną alternatywę dla nawozów sztucznych. To organiczna nanostruktura Arbolina, która wykiełkowała w laboratoriach University of Brasília, a teraz rozsiewa się po polach uprawnych w całym kraju. Zwiększa wchłanianie składników odżywczych oraz odporność roślin na susze i inne trudne warunki pogodowe. Dzięki temu podnosi produktywność upraw, karmiąc więcej ludzi i zwierząt, ale nie kosztem wyjaławiania i głodzenia gleby.

Natomiast w Meksyku działa, wspierany przez Norwegię, start-up Thalasso, którego celem jest ochrona oceanu przed… gronorostami. To brunatne algi, które w wyniku ocieplenia klimatu namnażają się w niespotykanym dotąd tempie, tworząc tzw. Wielki Atlantycki Pas Gronorostów, widoczny nawet z kosmosu. Pochłania on wybrzeża Zatoki Meksykańskiej i Morza Karaibskiego, a rozkładające się w nim wodorosty emitują duże ilości CO2.

Thalasso opracowało zdalnie sterowanego, bezzałogowego i bezpiecznego dla środowiska wodnego drona. Działa on jak oceaniczny żniwiarz, zbierając inwazyjne glony i przenosząc je do mobilnych mikrobiorafinerii, gdzie przekształcane są na związki chemiczne wykorzystywane w wielu gałęziach przemysłu – od farmacji i kosmetyków po żywność, modę i rolnictwo. Dzięki temu równowaga w ekosystemie zostaje przywrócona, a lokalna społeczność zyskuje wartościowy surowiec.

Win-win.

Kierunek: ekocentryzm

Technologie klimatyczne zapuszczają korzenie także w najbliższej nam części świata. Jak wynika z raportów PwC oraz Polskiego Funduszu Rozwoju, inwestycje w zielone innowacje w Europie Środkowo-Wschodniej wzrosły od 2013 roku aż 50-krotnie, a 43% eco start-upów z tego regionu ma swoją siedzibę w Polsce. W lokalnych laboratoriach zmian powstają m.in. niskoemisyjne domy kopułowe z betonu konopnego (DOMIR), systemy ochrony ptaków przy elektrowniach wiatrowych (Bioseco), przenośne i oszczędzające wodę urządzenia do higieny osobistej (Wash Innovation), solarne kolektory grzewcze (Solhotair) czy ekologiczne alternatywy dla szkodliwych materiałów sztucznych (FibriTech).

Choć ich projektanci i producenci borykają się z utrudnionym dostępem do finansowania, wciąż jeszcze niewielką liczbą specjalistów i brakiem odpowiednich regulacji prawnych, nie ma wątpliwości, że to coraz ważniejsza gałąź rynku, z której będą wyrastać zielone miejsca pracy, czyli tzw. green jobs. Wszystko to stworzy lepszy klimat… na zmiany. A te są pilnie potrzebne. Jak wynika bowiem z najświeższych ustaleń European Environmental Agency, Stary Kontynent staje w obliczu nowego wyzwania – Europa nagrzewa się dwa razy szybciej niż cała reszta świata.

Paląca kwestia

Climate Tech ma potencjał. Wymaga jednak dalszych innowacji, inwestycji, intensywnej współpracy decydentów, badaczy, przedsiębiorców, lokalnych społeczności i liderów zmian, a także – integracji z innymi działaniami na rzecz ochrony naszej planety. Czasu mamy coraz mniej. Aby osiągnąć neutralność klimatyczną do 2050 roku, musimy znacząco przyspieszyć redukcję emisji gazów cieplarnianych. Decydująca będzie najbliższa dekada. Jesteśmy bowiem – jak jednym głosem powtarzają mówcy na szczytach klimatycznych, konferencjach naukowych i aktywistystycznych protestach – pierwszym pokoleniem, które w pełni rozumie zmiany klimatu i ostatnim, które jeszcze może coś z tym zrobić.

Tik-tak, tik-tak…

 

 

podziel się

  • facebook
  • linkedin
  • twitter
  • pinterest
  • email

tagi

re:
Climate tech: trzyma słońce, rusza ziemię
VIEW

następny artykuł
Re:view lubi ciastka. A ciastka to cookies. Re:view na Twoim mobajlu, kompie czy tabku to ciastka na talerzu. I to oznacza, że się na nie zgadzasz. Ok
Chcę dowiedzieć się więcej