fbpx

RE:
VIEW

Obrazki z końca świata

Bezcenne miasto oddano gościom. Fotkom z Instagramu. Piwnym wycieczkom. Dyskotekom. Mieszkający czy pracujący w Krakowie człowiek na Starym Mieście praktycznie się nie zjawia. Bo po co.

Autor:RAFAŁ ROMANOWSKI
Opublikowano:02 KWI, Czwartek

Dopiero teraz to widać. W opustoszałym kwietniu 2020 pod znakiem pandemii.

Wszyscy sobie poszli. Na miejsce opustoszałych przez ludzi kwartałów wkrada się przyroda. Krakanie wron przyprawia o obłęd. Gołębie srają gdzie chcą. Jeden wielki ptasi jazgot jak w amazońskiej dżungli.

Może czas tę przestrzeń zresetować? I ustawić na nowo?

Radykalne cięcia

Widziałem ostatnio migawki z Paryża. Kaczki wyszły z sadzawek kanałów i postanowiły zwiedzić zatłoczone zwykle miasto. Spacerują swobodnie po opustoszałych ulicach wywołując śmiech Francuzów. Nie są jeszcze zbyt pewne. Kiwają się na płetwach gotowe do szybkiej ewakuacji. Groźny dla ludzi SARS-CoV-2 czai się wszędzie, więc kaczki obserwuje się z okien. Nie ma szans dotrzymać im teraz kroku.

Paryż jest duży i szeroki. Centrum to umowne pojęcie. Mimo tysięcy apartamentów, Airbnb, Bookingów, hosteli, hoteli, studio z widokiem na Wieżę Eiffla, zachował jakichś tam lokalsów. Nie tak wiele, jakbyśmy chcieli. Ale jednak.

Mogą popatrzeć na kaczki.

Kraków, pełna zabytków turystyczna perełka na południu Polski, jest od Paryża mniejszy. Rynek i kilkanaście uliczek ułożonych w charakterystyczny kształt przekrzywionej gruszki. Stare Miasto wewnątrz zielonego pierścienia Plant. Właśnie tu, w koronach tych drzew tysiące ptaków odćwierkuje właśnie zwycięstwo nad zbędnymi im ludźmi.

Poza gruszkową łupą jest centrum. Również pojęcie umowne. Też od dawna mało kto tu mieszka. W normalnych czasach, poza pandemią, możemy mieć złudzenie, że w XIX-wiecznych kamienicach słychać sporo dźwięków. Tak, to turyści. W takich miastach, jak Paryż, rozsiani po ogromnym terenie. W Krakowie skoncentrowani głównie tutaj.

Głównie w sezonie. Sezon w Krakowie to czas od kwietnia do października. Goście z całego świata tłoczą się właśnie tutaj. Wśród nich można dostrzec niewielki odsetek krakowian. Tych przekonanych, że to, czego są świadkiem, to jakaś emanacja miasta.

Czytaliście pewnie x tekstów, gdzie krakowskie Stare Miasto nazywano "skansenem".

Niestety, to prawda. Mimo wielu działań władz miasta próbujących ożywić tę przestrzeń nie tylko "turystycznie", pewne procesy zaszły już za daleko.

Gdyby spojrzeć z innej strony, słowo "skansen" może mieć różne znaczenia. Niekoniecznie tylko pejoratywne. Krakowski skansen jest więc wystarczająco atrakcyjny, aby znaleźć się nie tylko w zestawieniu "10 best points for city-break" linii Ryanair, ale i innych modnych żurnali, programów czy vlogów o turystyce.

Wystarczająco zadbany, aby wpaść tu na chwilę, czy samolotem czy samochodem i stwierdzić "o, jak tu schludnie i czysto". Kulturowo ciekawy, historycznie świetny, imprezowo wystarczający, kulinarnie z sezonu na sezon bardziej urozmaicony.

Gorzko to zabrzmi ale...

...nie ma to wiele wspólnego z Miastem

Jeszcze w latach 90-tych XX wieku w obrębie śródmiejskiej Dzielnicy I mieszkało (było zameldowanych) blisko 70 tysięcy osób. Dziś liczba ta stopniała do 32 tysięcy. Najgorzej jest na Starym Mieście. Kilkusetosobowa grupka, najczęściej nieobecnych.

Ich mieszkania dawno temu wynajęte na całoroczne hostele i apartamenty. W mniej popularne miesiące całe pierzeje powyżej parterów mają wieczorami wygaszone okna.

Żywego ducha.

Prawdziwe miasto toczy się gdzie indziej. Całorocznie. Zagęszczenie nie-sezonowych mieszkańców rośnie wraz z oddalaniem się od środka mitycznego okręgu. Dokładnie odwrotnie, niż zakładano projektując Kraków na magdeburskim planie. Rynek i koncentryczny układ tak atrakcyjnego w świecie "Old City" miały integrować, łączyć, świadczyć o sile miasta.

W ostatnich latach stopniowo traciły swą wielowiekową funkcję stając się przestrzenią dla krakowian obcą.

Teraz mało kogo obchodzą.

Dalsze połacie miasta to prawdziwe, realne życie. Arena pracy, spotkań, miejsce na lunche, kolacje, relaks w parku, spacer czy zabawę z dziećmi. Mieszkalne dzielnice od dawna rzuciły wyzwanie centrum. Udało im się stworzyć kontrpropozycję. Szala przechyla się na ich korzyść.

Stare Miasto oddano gościom. Fotkom z Instagramu. Piwnym wycieczkom. Dyskotekom. Pracujący w Krakowie człowiek w okolicach Rynku praktycznie się nie zjawia.

Bo po co.

Nasz pusty Disneyland

Współczesny Kraków stoi jednak na dwóch nogach: turystycznej i biznesowej. Kiedy turystyczna zalicza - chwilowo - spektakularny upadek, na biznesowej nadal można się mocno oprzeć.

Ale trzeba dopiero globalnej pandemii COVID-19, aby uzmysłowić sobie, co się stało. Że centrum Krakowa wypłukując się z mieszkańców, stało się zakładnikiem tylko jednej branży.

Wystarczy przemknąć takimi ulicami, jak Studencka, Rajska, Garbarska, Loretańska. A z drugiej strony Wielopolem, Radziwiłłowską, Sarego czy Sebastiana. Wszystko zgaszone. Żadnego zaświeconego okienka.

A przecież te budynki powinny być, przynajmniej w jakimś stopniu, zasiedlone ludźmi!

W czasie ogólnoeuropejskiej akcji #zostańwdomu, kamienice, apartamentowce czy bloki poza centrum, przypominają gwarne i zatłoczone kopce mrówek. Tutaj słychać przefrunięcie gołębia z dachu na dach.

Inne, nawet peryferyjne, dzielnice zyskały w ostatnich nową tkankę architektoniczną, nową infrastrukturę, biurowce, zakłady usługowe, sklepy. Czuć w nich życie, świeżość, ludzką energię, która czeka tylko na oswobodzenie z kwarantann.

Osławione centrum Krakowa stoi jak wryte. Niczym porzucone filmowe dekoracje.

Piękny to film. Oscar za scenografię. Ale tak jak okazjonalnie do kina, tak i do centrum Krakowa wskakuje się na chwilę. Ale czy to nie zaskakujące, że ten film największe wrażenie robi na nas "przy pustej sali"? W paranormalnym czasie pandemii gdy lotnisko nie przyjmuje samolotów z gośćmi. Kiedy hotele zamykają swe podwoje. Kiedy puby mają zakaz.

Na co dzień, wśród tłumów ze wszystkich kontynentów, mix pubów-klubów-hosteli-banków-sklepików z suwenirami w średniowieczno-renesansowo-barokowo-klasycznych kwartałach, funkcjonuje więc jako tako. Mimo pchającej się wszędzie tandety, której władze Krakowa wypowiedziały już bezpardonową wojnę.

Ale żaden inny biznes ani tu się nie pcha, ani nie ma szans przetrwać.

A co za tym idzie przestrzeń pozbawiona normalnego życia, usług, a skupiona wyłącznie na karmieniu i pojeniu turystów czy weekendowych gości, nie może pełnić miastotwórczych funkcji. Nie jest i nie będzie atrakcyjna dla krakowian.

Oni wydają centrum Krakowa ostateczny wyrok. Brzmi on: skoro nie jesteśmy tu mile widziani, nie będziemy widziani wcale.

Oliwy do ognia dodają ceny. Wyśrubowane do absurdu powodują, że stać na nie bardzo niewielu. Dlatego w nielicznych, "zamieszkałych" mieszkaniach w centrum, najczęściej mieszkają zamożni przybysze z zagranicy. Często prowadzący nomadyczny tryb życia, kilka miesięcy tu, kilka tam...

Airbnb płucze miasto

Śródmiejską tkankę miejską wypłukuje z lokalsów również Airbnb. Ogromne ilości względnie odremontowanych lokali w centrum Krakowa wystawionych jest jako oferty wynajmu na tej najpopularniejszej w świecie platformie dzielenia się miejscami na nocleg.

Całe ulice, całe kamienice przerobione na apartamenty. Z recepcjami albo systemami elektronicznych skrzynek na kluczyk. Ożywające w godzinach 12-14, gdy zaczynają kursować między nimi ukraińskie sprzątaczki z pościelą, śmieciami, mopem. One "robią gwar". Przygotowują tysiące mieszkań na nowych gości. To jedyny moment w ciągu dnia, gdy można mieć złudzenie, że ktoś robi tu coś więcej, niż wpada z Austrii czy Australii na nocleg.

W ślad za inwazją modelu Airbnb tym idzie też ogromna konkurencja. Ona właśnie powoduje, że większość operatorów czy właścicieli wspomnianych mieszkań, działa w tym biznesie na minimalnej marży. W sezonie przedpandemicznym 2019 normą w Krakowie były oferty rzędu 30 euro za dobę w elegancko wyposażonym apartamencie w ścisłym centrum miasta. W sezonie zimowym nawet... 20 euro.

20 euro za apartament w odległości 5 minut spacerem od Rynku? Wojna cenowa całych sieci, gdzie liczy się tylko chciwe wyrwanie konkurencji gościa z walizką za byle jakie grosze? Brak świadomości, że skoro tak wielu nas działa w tym biznesie, powinno się przestrzegać jakichś zasad, skoordynować ruchy, ustalić jakąś politykę? 

Paradoksalnie na końcu języka pojawia się pytanie: czy komukolwiek na dłuższą metę może się to jeszcze opłacać?

Gdzie jest granica szaleństwa "mieszkań na wynajem"? 10 mln pasażerów obsłużonych przez krakowskiego lotnisko? 15 mln? 20 mln?

13 mln gości rocznie w Krakowie? 15 mln? 20 mln?

100 hoteli w centrum? 200? Tysiąc apartamentów? Pięć tysięcy? Dziesięć?

Mało kto zdaje sobie sprawę, że Kraków może nawet podwoić przyjazdowy ruch turystyczny. Przebić granicę 20 mln turystów. Otworzyć się na USA, Chiny, Japonię. To kwestia czasu.

Jak wówczas będzie wyglądać Stare Miasto? W którym roku zniknie stamtąd ostatni realny mieszkaniec gigantycznego ula z turystami?  

Czas re:fleksji

Pandemia tnie jak nóż przerost podaży nad popytem. Większość obracanych w ten sposób mieszkań wraca właśnie do swych właścicieli, jako niepotrzebne w czasie zamrożenia globalnej turystyki. Można się też spodziewać, że moda na najem krótkoterminowy à la Airbnb, nie będzie już w Krakowie aż tak przygniatająca.

Czy jednak za tym pójdzie zasiedlenie tych mieszkań - po prostu - mieszkańcami? Nie wiadomo. Odwrócić ten zdeformowany trend nie będzie łatwo...

Oczywiście to procesy globalne, w których Kraków bierze udział mniej lub bardziej świadomie. Tak samo na wypłukaniu się z lokalnych mieszkańców cierpią zabytkowe centra wielu miast Europy. Spacerując plątaniną uliczek Wenecji, Florencji, Pragi, nawet Barcelony, możemy przecież obserwować podobne tendencje. I co z tego?

Tak jak Airbnb nie zna granic, tak w oporze przeciwko niemu jednoczą się władze wielu aglomeracji. Nie tylko tych atrakcyjnych pod względem zabytków, ale popularnych pod względem rozrywkowej atmosfery, np. Berlin czy Amsterdam. W niektórych przypadkach wystawiania ofert na Airbnb w ogóle zakazano, w innych radykalnie ograniczono wprowadzając drakońskie limity.

Wszędzie argument jest ten sam: centra miast cierpią na brak lokalsów, nasycenie głośnymi imprezami, banalną turystykę, nocne hałasy, niszczenie małych lokalnych biznesów.

Wszędzie stają się instagramowymi widokówkami. Sztucznymi, mimo swego piękna. Pozbawionymi naturalności, mimo tylu starań.

Czy naprawdę trzeba było w Krakowie ciszy od zabójczego wirusa SARS-CoV-2, aby zdać sobie z tego sprawę?

Re:set niezbędny

Celowo nie używam tu słowa "gentryfikacja". Terminem tym wolę określać znacznie bardziej rozbudowane, wielowarstwowe procesy. Obserwując np. berlińską dzielnicę Neukölln potrafię stwierdzić, co udało się w niej na + a co na -. Czym owocuje tam mądrze projektowana gentryfikacja, a jakie zagrożenie stwarza źle pomyślana strategia.

Takie zmiany - summa summarum - pozostawiają za sobą sporo dobrej energii, kulturotwórczej energii i czy budowanych na nowo społecznych nici między nowymi mieszkańcami.

Na Starym Mieście w Krakowie nie ma nowych mieszkańców. Obecność tych, którzy wpadają na kilkadziesiąt godzin, jest efemeryczna.

Wiosna 2020 to ostatni dzwonek, aby ruszyć z ratunkiem miastotwórczej funkcji szalenie popularnego w świecie Krakowa. Czas pomyśleć o mądrych limitach dla wynajmu krótkoterminowego. Zainicjować rzeczowy dialog na linii miasto-branża turystyczna. Wykorzystać horror, w jakim znalazła się z dnia na dzień do korekty swej polityki.

Pomóc tym, którzy rozumieją na czym polega mądre operowanie, konkurencja, oferta w tym biznesie. Walczyć z tymi, którzy swymi działaniami psują, trywializują rynek.

Kraków to od pewnego czasu miasto światowe pełną gębą. Multikulturowe, barwne, o wysokim poziomie imprez kulturalnych, kongresów, konferencji. Wolna Amerykanka w kształtowaniu jego najcenniejszych przestrzeni, nie służy nikomu.

Pomyśl o tym wśród popołudniowego krakania wron, gruchania gołębi, pisków jaskółek.

A może faktycznie wszyscy jesteśmy tu niepotrzebni?

podziel się

  • facebook
  • linkedin
  • twitter
  • pinterest
  • email

tagi

re:
Obrazki z końca świata
VIEW

następny artykuł
Re:view lubi ciastka. A ciastka to cookies. Re:view na Twoim mobajlu, kompie czy tabku to ciastka na talerzu. I to oznacza, że się na nie zgadzasz. Ok
Chcę dowiedzieć się więcej