fbpx

RE:
VIEW

Rotunda w Warszawie: nam chodzi o szczerość

Patrząc na wizualizacje warszawskiej Nowej Rotundy i jej stan po wybudowaniu, przez myśl przebiegają różne skojarzenia. Pierwsze to porównanie „oczekiwania vs. rzeczywistość”. Kolejne zaś etykietki na opakowaniach, w których to producent uprzedza, że to, co na obrazku jest jedynie propozycją podania...

Autor:MAGDALENA MILERT
Opublikowano:22 STY, Środa

Pamiętam słowa piosenki "Wiosna" zespołu „Zabili mi żółwia”. Śpiewali tam „wszystko to iluzją jest i magią”. Niezwykle trafnie odnajdują się one teraz, w tym skomercjalizowanym świecie, gdzie wszystko chce być „naj” i „bardziej”, chce zapewnić nas o tym, że nie ma nic lepszego.

Problem w tym, że my konsumenci, już coraz rzadziej w to wierzymy. Wiemy, że nic nie jest szczere i wszystko będzie odbiegać od opisu. O ile do tego, że kanapka z fast foodu nie będzie wyglądać jeden do jednego jak na zdjęciu się już przyzwyczailiśmy, o tyle problem pojawia się w tym, co serwują nam inwestorzy na wizualizacjach przestrzeni.

Ile to już razy widzieliśmy, że na elewacji będzie drewno, a finalnie mamy żółty tynk? Albo z obiecanego, wielkiego parku dostaliśmy jedynie trzy rachityczne drzewka? Za każdym razem takie porównania budzą jednocześnie zdziwienie, śmiech i rozgoryczenie. Pytanie więc dlaczego tak jest?

Wszystko się zmienia

Pantha rei (łac. wszystko płynie), szczególnie w architekturze. Dziwne? Niekoniecznie. Tak, mogłoby się wydawać, że budynki są trwałe, że to namacalny i bardzo realny efekt działań projektanta. I owszem, jest tak, ale zanim budynek powstanie, przygotowuje się kolejne projekty - koncepcyjny, budowlany i wykonawczy.

To projekty o coraz większym stopniu zaawansowania, wizualizacje zaś, początkowo poglądowe, bardziej realne wykonywane są na etapie projektu budowlanego (który to składany jest do urzędu i na bazie niego dostaje się pozwolenie na budowę). Inwestor na każdym etapie składa wnioski o poprawki, optymalizacje i konsultuje zmiany z projektantem.

W trakcie powstawania dokumentacji podejmowanych jest wiele decyzji i wprowadza się sporo zmian - od koloru elewacji przez rozkład pomieszczeń i koloru ślusarki. Często to walka z czasem - składanie dokumentacji musi odbywać się według konkretnych procedur, do określonych dat.

Problem wizualizacji to dla projektanta problem drugoplanowy - są elementem dodatkowym, pochodną całego procesu i nie są wymagane w urzędzie. Nic więc dziwnego, że traktowane są nieco po macoszemu - architekt wie, jakie będą zmiany, a dla inwestora najważniejsze są zaś koszty.

Wizualizacje więc, często zamawiane w zewnętrznych biurach (dotyczy to w szczególności fotorealistycznych wizualizacji o wysokiej jakości), nie są aktualizowane na bieżąco, a materiały pokazywane na nich to głównie optymistyczne założenia i marzenia o droższych rozwiązaniach.

Co więcej - wiele zmian powstaje na etapie projektu wykonawczego, ponieważ to ten projekt bierze się do szczegółowego, ostatecznego kosztorysu i na tym etapie definiuje się rozwiązania detali. Wizualizacje wówczas najczęściej się pomija.

Gdzie leży granica prawdy?

Jak już możemy się domyślać, wizualizacjom nie można ufać. Są wiarygodne tylko pod jednym warunkiem - kiedy stanowią zapis aktu notarialnego, a w jego treści jest do nich bezpośrednie odwołanie. Nie dziwi więc obruszenie, gdy budynek, który ma powstać, okazuje się odbiegać od tego, co widzieliśmy w katalogu lub na reklamie na płocie. Pytanie jednak, czy jest jakaś granica takich przekłamań?

Słoneczne światło, jasny dzień, roześmiane dzieci, zadowolona para i mężczyzna z kubkiem kawy, smartfonem i aktówką - obrazek znany? Tak wygląda typowa wizualizacja. Aż chciałoby się napisać „Projektujemy Zadowolenie”. Rozjaśnienie obrazka, dodanie ciepłego odcienia to chyba jeszcze nie zbrodnia- chyba, że pokazujemy wąską uliczkę, na której nawet w najpiękniejszy dzień nie spotkamy słońca.

Przezroczyste, totalnie bezbarwne szkło, zamiast niebieskiego, to też przecież niczyja wina. Kto mógł przewidzieć, że zmienimy na tańsze - zdarza się. Można by tak jeszcze długo, tyle, że to nie o to tutaj chodzi. Nikt nie chce słuchać wyjaśnień. Dla zwykłego człowieka efekt jest taki: miałem dostać A, które wyglada tak, a mam B, które wygląda zupełnie inaczej. Co gorsza - to wszystko zgodnie z prawem, bo małym druczkiem ktoś napisał, że wizualizacja nie stanowi oferty.

Nowa, lepsza Rotunda?

Niestety, proceder ten jest dość powszechny. Takie przypadki szczególnie są przykre w wypadku „remontu” budynków ikonicznych, jak na przykład warszawskiej Rotundy PKO. W tym wszystkim najbardziej dla mnie zaskakująca jest narracja Centrum Prasowego PKO:

- PKO Rotunda wraca na mapę Warszawy! - czytam w materiałach prasowych.

- Jestem dumny, że ponownie oddajemy mieszkańcom stolicy Rotundę, która nie tylko odzyskała swoją świetność, ale także zyskała zupełnie nową jakość.”- podkreśla Zbigniew Jagiełło, Prezes Zarządu PKO Banku Polskiego.

Czy jednak opiewana jakość, świetność i tradycja są aby prawdziwe?

Jeśli spojrzymy na wizualizacje i to jak tam prezentował się budynek i zestawimy to z obecnym wyglądem obiektu, możemy poczuć się nieco rozczarowani. Obecna forma to dzieło zespołu architektów Gowin-Siuta z Krakowa i ich zwycięskiego projektu w ramach konkursu „Changing the face”.

Celem konkursu była rewitalizacja Rotundy oraz stworzenie przestrzeni integrującej budynek jej otoczeniem przy jednoczesnym wykorzystaniu standardów budownictwa zrównoważonego. Założeniami było także uwypuklenie wartości budynku i zachowanie jego charakteru. Czy to się udało? Otóż - nie.

Historyczne tło, czyli z czego to wszystko wynika

Zacznijmy jednak od początku: Rotunda PKO w Warszawie to symbol modernizmu. Budynek o charakterystycznym, walcowatym kształcie, znajdujący się przy ul. Marszałkowskiej był jednym z elementów Ściany Wschodniej, czyli zespołu zabudowy wzniesiony w latach 1962–1969 według projektu Zbigniewa Karpińskiego i Jana Klewina na miejscu dawnych XIX-wiecznych kamienic zniszczonych pod czas wojny.

Sama Rotunda powstała w 1966 roku i często nazywana była „czapką generalską” za względu na niepowtarzalny, ząbkowany dach. Zniszczona w 1979 w wyniku wybuchu gazu i szybko odbudowana z nowym, ciemniejszym szkłem, starzała się i popadała w niepamięć, aż do 2014 roku, kiedy to została nazwana „Miastoszpecicielem” z powodu umieszczenia na niej reklam wielkogabarytowych.

Mocny nacisk społeczny wywarł presję i zmusił do działania. Remont Rotundy ruszył. W 2015 r. stołeczny konserwator zabytków Piotr Brabander, pomimo wpisu obiektu do rejestru zabytków, zgodził się na rozbiórkę budynku. W marcu 2016 następca konserwatora zabytków - Michał Krasucki, wydał nakaz zatrzymania prac rozbiórkowych.

Za przyczynę podając błędne wydanie poprzedniej decyzji - po zdemontowaniu elewacji okazało się, że konstrukcja budynku jest oryginalna. W efekcie jednak budynek i tak został rozebrany, a poszczególne oryginalne elementy zostały zachowane „w celu wyeksponowania w nowym budynku”.

Znajdź dziesięć szczegółów, którymi różnią się obrazki

Znając już rys historyczny zaskakująca wydaje się na tej podstawie opinia Biura Prasowego PKO, gdzie możemy przeczytać, że...
...„projekt nawiązuje do pierwotnego projektu Jerzego Jakubowicza, zrealizowanego w 1966 roku, i wzbogaca go o nowoczesne rozwiązania. Przywrócono transparentność szklanej elewacji, utrzymując jednocześnie komfort termiczny wewnątrz budynku.

Zachowano kształt charakterystycznego, ząbkowanego dachu budynku, rezygnując jednak z mocnego podkreślenia metalowych elementów konstrukcyjnych. Budynek zachował dotychczasowy kształt, wielkość i elementy charakterystyczne dla architektury modernizmu.”

Cała rzecz jednak w tym, że po pierwsze: transparentności szła nie przywrócono, a użyto tańszego odpowiednika z domieszkami żelaza i chromu, po drugie rezygnacja z wysunięcia dachu to jednocześnie świadome odejście od pierwotnego charakteru, po trzecie zaś pozbyto się wyraźnych poziomych podziałów, a zastąpiono je monolitycznymi ogromnymi taflami szkła.

Efekt? Mamy budynek, który nie nawiązuje do swojej bazowej wersji, a jej zaprzecza, kłóci się i chce pokazać, że jest lepszy. Rozumiejąc jeszcze wygląd bryły na wizualizacjach, kiedy to nowa forma miała być lżejszą, subtelniejszą, młodszą siostrą poprzedniczki (i z gzymsem!), tak obecny stan jest dla mnie nie do przyjęcia, tym bardziej, że był to obiekt powstający pod okiem konserwatora zabytków. Wobec tego tytułowe „dziesięć szczegółów" powinno wybrzmieć raczej w pytaniu „znajdź dziesięć szczegółów, które są takie same”.

Veritaserum

Fani Harrego Pottera zapewne kojarzą eliksir Veritaserum - służył on jako serum prawdy. Taki właśnie eliksir podałabym decydentom modyfikacji Rotundy w Warszawie, gdybym mogła. Ponieważ jednak nie mogę, zostaje mi zaapelować: miejcie charakter i mówcie prawdę. Dlaczego? Bo tracicie nasze zaufanie.

I chociaż to postulat do wszystkich, którzy czarują nas własną wizją prawdy, to w przypadku Rotundy to szczególnie ważne. Bank o tak długoletniej tradycji powinien wzbudzać zaufanie. Drogie PKO, mieliście okazję pokazać, że na tym budynku Wam zależy. Po sławnym blamażu związanym z "reklamozą" mogliście udowodnić, że jeśli coś robicie, to porządnie.

Modernizacja, rewitalizacja - możecie nazywać to jak chcecie, jest to jednak budowa nowego budynku, który nie szanuje ani historii, ani dziedzictwa. To przykre, że te wartości nie są dla Was istotne. Co więcej - nie potraficie nawet przyznać, że ze względów (zapewne finansowych) porzuciliście pierwotne wizje lub po prostu popełniliście kilka błędów. Zasłaniacie się historią i wmawiacie nam, że wszystko jest zgodnie z planem.

Jak mawiał mój profesor na studiach: jeśli coś zmieniać to konkretnie - inaczej wszyscy pomyślą, że się pomyliliście. Niestety tak odbieramy Rotundę.

Coś tu bardzo nie wyszło.

podziel się

  • facebook
  • linkedin
  • twitter
  • pinterest
  • email

tagi

re:
Rotunda w Warszawie: nam chodzi o szczerość
VIEW

następny artykuł
Re:view lubi ciastka. A ciastka to cookies. Re:view na Twoim mobajlu, kompie czy tabku to ciastka na talerzu. I to oznacza, że się na nie zgadzasz. Ok
Chcę dowiedzieć się więcej